Wystawa rodem z PRL
Treść
W Muzeum Wojska w Białymstoku czas najwyraźniej się zatrzymał, bo wystawa stała wygląda tak samo jak w czasach tzw. Polski Ludowej. Z opisów wydarzeń dotyczących historii Polski wieku XIX i XX dowiedzieć się możemy m.in., że największymi bohaterami Powstania Styczniowego na Białostocczyźnie byli liderzy lokalnych organizacji socjalistycznych. To pół biedy, gorzej, że zwiedzający wciąż oglądają propagandowe obrazy i zdjęcia, które mają dowodzić, że Armia Czerwona w latach 1944-1945 wyzwalała Polskę. O tym, iż narzucano nam komunizm i zniewolenie, ani słowa. Dyrektor Muzeum Wojska najpierw chciał "ukryć" wystawę przed oczami reportera "Naszego Dziennika" i twierdził, że "najbardziej kłamliwe" eksponaty usunął. Potem tłumaczył, iż wystawa nie została przez 20 lat zmieniona, bo... nie ma pieniędzy na ten cel. Urząd miejski starania dyrektora w kierunku stworzenia nowej wystawy nazywa opieszałymi i twierdzi, że co roku zasila placówkę sporymi dotacjami i wystawę można było już dawno zmienić.
Wystawa stała w Muzeum Wojska w Białymstoku prezentuje zbiór militariów od średniowiecza do współczesności. Jednak największa jej część, nie przypadkiem, została poświęcona okresowi 1918-1945. Jako że ekspozycja powstała w okresie PRL (lata 70.), historię traktuje oczywiście bardzo wybiórczo. Twórcą koncepcji wystawy był, nieżyjący już, założyciel muzeum i jego długoletni dyrektor Zygmunt Kosztyła, były pułkownik Ludowego Wojska Polskiego. W okresie stalinowskim był oficerem politycznym, a nawet instruktorem w szkole dla oficerów politycznych.
Trudno się więc dziwić, że wystawa jest taka, jaka jest. Z opisu instalacji poświęconej Powstaniu Styczniowemu wywnioskować można jedynie to, że na terenie Polski Północno-Wschodniej w powstaniu tym brali udział członkowie Białostockiej Organizacji Czerwonych, a jego największymi bohaterami byli przywódcy tej organizacji. I właśnie dzięki ich socjalistycznej agitacji na Białostocczyźnie "w zryw zbrojny ze szczególną siłą włączyły się masy ludowe".
Ale to i tak "drobna nieścisłość" w porównaniu z opisami wydarzeń wojennych z lat 1939-1945. Dochodząc do września 1939 roku, trafiamy na małą mapkę, ale bez opisu, że ma ona obrazować wywózki Polaków na Środkowy i Daleki Wschód oraz zbrodnię katyńską. Niektóre fakty są tu przemilczane, inne podane bardzo "delikatnie" i niejasno. Podpis pod miniaturową mapką ukazującą miejsca cierpienia i śmierci polskich oficerów uwięzionych i wymordowanych przez Sowietów w Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie informuje, iż "Internowani przez Rosjan żołnierze i oficerowie polscy zapełnili radzieckie więzienia i obozy. Część ludności cywilnej podzieliła ich los. Wielu internowanych i deportowanych nie wróciło nigdy do kraju. Zmarli z chorób, głodu i zimna lub zostali rozstrzelani".
Na wystawie stałej obejrzeć też możemy obraz ukazujący, jak to mieszkańcy Białegostoku radośnie, z kwiatami witali w 1944 roku "wyzwolicieli" miasta - żołnierzy Armii Czerwonej. Z kolei inna z tablic opisowych przy roku 1945 podaje do wiadomości jedynie radosną nowinę, iż "12 stycznia 1945 roku ruszyła z linii Wisły i Narwi wielka ofensywa Armii Radzieckiej, która wyzwoliła pozostałą część Polski...". Reporter "Naszego Dziennika" zwiedził dwa razy muzeum. Najpierw z przewodnikiem wskazanym przez dyrektora, który umiejętnie omijał najbardziej kompromitujące fragmenty ekspozycji. Potem, już samodzielnie, mógł zobaczyć peerelowską wystawę w całej okazałości.
- To hańba, że władze miasta, które finansują i nadzorują Muzeum Wojska, tolerują w Białymstoku, gdzie co roku odbywa się największy w Polsce zjazd sybiraków i związany z tym wielotysięczny Międzynarodowy Marsz Żywej Pamięci Polskiego Sybiru, wystawę gloryfikującą sowieckiego okupanta - komentuje Rafał Rudnicki, szef Klubu Radnych PiS w białostockiej radzie miejskiej.
Krzysztof Filipow, dyrektor Muzeum Wojska w Białymstoku, deklaruje, że chce zmienić ekspozycję, i to od dawna, ale brakuje na to pieniędzy. Jednak najwyraźniej sprawa nie była paląca, gdyż z dokumentów, jakie nam przedstawia, wynika, że dopiero w roku 2006 - chociaż Filipow urzęduje już blisko 20 lat - złożył po raz pierwszy konkretny i obszerny wniosek o przyznanie środków na urządzenie nowej wystawy stałej. Do wniosku dołączył wówczas wykaz prac, jakie - jego zdaniem - w tym celu powinny być przeprowadzone. Miałyby one obejmować nawet przebudowę piętra muzeum. - Nowa wystawa ma swoje gabaryty i trzeba do nich dostosować pomieszczenia muzeum. Tego nie da się przeskoczyć - powiedział nam dyrektor. To wszystko oczywiście zostało uwzględnione w kosztorysie. Filipow wyliczył, że otwarcie nowej wystawy stałej w sumie kosztowałoby 750 tys. złotych.
Miasto odrzuciło jednak wniosek z powodu nieprzedstawienia przez dyrektora radzie muzeum koncepcji nowej ekspozycji. - Powinien być projekt nowej wystawy oraz szczegółowe wyliczenie, co jest potrzebne do jego realizacji. I wtedy robimy generalny remont sali wystawy stałej, a później nową wystawę, według nowego scenariusza - tłumaczy nam Anna Pieciul, kierownik Biura Kultury i Ochrony Zabytków w białostockim urzędzie miasta.
Dyrektor Filipow odpowiada, że nie stać go było na ogłoszenie konkursu w celu wyłonienia autora koncepcji plastycznej. Podaje również inny argument, z powodu którego ekspozycji od lat nie zmienia. - Jak mamy robić inwestycję w wystawę stałą w tym obiekcie, w którym dziś jesteśmy, kiedy miasto ciągle obiecuje nam, że lada moment przeznaczy dla muzeum inny budynek i będzie przeprowadzka, o co zresztą zabiegamy już od kilkudziesięciu lat. Jak na razie jednak z tych obietnic nic nie wynika - mówi Krzysztof Filipow.
Rzeczywiście plany przeniesienia muzeum snute są od wielu lat przez kolejne władze miasta. Teraz jednak wszystkie te projekty się rozwiały. - Z powodu braku na ten cel środków finansowych nie ma żadnej decyzji władz miasta co do przeniesienia muzeum w inne miejsce. I w najbliższych latach raczej nie będzie - przyznaje Anna Pieciul.
Miasto podkreśla, że co roku placówka otrzymuje dotację podmiotową ze wskazaniem, na co mogą być przeznaczone te środki. W budżecie przyznanym na rok 2006 (co było reakcją na wniosek dyrektora) umieszczono zapis, iż pieniądze te mogą być wydane m.in. na stworzenie nowej wystawy stałej. Dyrektor twierdzi jednak, że kwota była tak mizerna, iż na nową ekspozycję ich nie wystarczyło. - W ramach tych środków, które co roku przyznaje nam miasto, nie możemy wyjść nawet poza projekt wstępny. Kupujemy więc na razie nowe zabytki, które będą eksponowane na nowej wystawie - powiedział nam Krzysztof Filipow.
Na rok 2009 muzeum dostało od miasta na utrzymanie całej instytucji i inwestycje 1,5 mln złotych. Budżet na przyszły rok będzie zapewne podobny, co - zdaniem dyrektora - nie pozwoli na zmianę ekspozycji. - Już dziś wiem, że środków przyznanych nam przez miasto znów nie wystarczy, bo o wiele więcej będziemy musieli wydać choćby na coraz droższe media, takie jak ogrzewanie czy prąd - tłumaczy dyrektor Filipow.
Anna Pieciul ma inne zdanie na temat możliwości zmiany wystawy.
- Jeśli chodzi o utworzenie nowej wystawy stałej, wiele zależy tu od operatywności dyrektora. Myślę, że przy dobrych chęciach można byłoby tę ekspozycję już dawno zmienić, nawet za te środki, które miasto na ten cel od kilku lat przyznaje, tym bardziej że co roku nie są one do końca wykorzystane i zostają w muzeum jako oszczędności - wyjaśnia. - Można by przecież w jednym roku zrobić projekt nowej wystawy, w następnych latach dokonywać kolejnych inwestycji w tym kierunku. Dyrektor może w końcu starać się również pozyskać środki na ten cel, nie tylko od miasta. Dlatego działania dyrektora w celu zmiany wystawy określiłabym jako opieszałe - ocenia Pieciul.
Krzysztof Filipow w rozmowie z nami na temat zakłamujących historię napisów przyznaje, że "są to napisy powstałe w okresie PRL i rzeczywiście trzeba byłoby je zmienić". Jednak w jego opinii, wszystko rozbija się o brak funduszy. - Jak je zdejmować, to wszystkie naraz. Poza tym w niektórych przypadkach są to całe konstrukcje na stałe przymocowane do stropów, a na ich demontaż potrzebne są środki, których nie mam - kwituje dyrektor. Na pytanie, czy nie można by tych najbardziej fałszujących historię napisów po prostu zakleić innymi, oddającymi prawdę, odpowiada: - Trzeba się nad tym zastanowić. W przypadkach dwóch instalacji zrobiliśmy coś podobnego, montując tam materiały poświęcone agresji sowieckiej 17 września i "hubalczykom".
Dyrektor Muzeum Wojska w Białymstoku zauważa też, że obrazy gloryfikujące czyny Armii Czerwonej czy ukazujące, wprost sielankowo, jej braterstwo broni z armią gen. Berlinga są dużych rozmiarów i trzeba dla ich zabezpieczenia odpowiedniej powierzchni magazynowej, której muzeum nie posiada. - Muszę powiedzieć, że liczne wystawy czasowe w Muzeum Wojska są wartościowe i ciekawe. Natomiast ekspozycja stała wymaga natychmiastowego usunięcia. Dziwię się władzom miasta, że jeszcze nie wpłynęły na dyrekcję, aby tego dokonała. W tej sprawie będziemy interweniować - zapowiada radny Rafał Rudnicki.
Adam Białous
"Nasz Dziennik" 2009-09-19
Autor: wa