Pogodzić piskorza z rolnikiem
Treść
Na biebrzańskich łąkach stoi woda, a wśród rolników wrze. Mokre lato nasiliło spór z Biebrzańskim Parkiem Narodowym o udrożnienie dopływów Biebrzy, które nie odprowadzają wód z przylegających do parku łąk. Dla dominujących tu gospodarstw mlecznych utrata pokosu to konieczność zakupu siana i duże wydatki. Oczyszczenie rzek może z kolei zagrozić chronionym gatunkom zwierząt. Kompromis musi zostać uzgodniony jak najszybciej, choć na razie nikt nie wie jaki.
- Dopiero zaczynam pierwszy pokos. Cały wiosenny pokos - 200 bel siana po 70 zł każda - przepadł z powodu zalania łąk. A i obecny nadaje się tylko na podściółkę, trawa jest stara, bydło nie będzie jadło - mówi Kazimierz Pisanko ze wsi Pisanki, hodowca 40 sztuk bydła, posiadający 12 ha łąk nad Kosutką, niewielkim dopływem Biebrzy. Jego rodzina zamieszkuje te tereny z dziada pradziada, podobnie jak wiele innych starych rodów w rejonie bagien biebrzańskich. Przed kilkudziesięciu laty część zalewowych łąk torfowych zmeliorowano, dzięki czemu zbiera się z nich rocznie trzy pokosy wartościowej paszy. Okoliczni mieszkańcy specjalizują się w produkcji mlecznej.
Woda ze zmeliorowanych łąk spływała kiedyś do Biebrzy poprzez plątaninę rzeczek i strumyków przecinających soczystą zieleń łąk. Do czasu, gdy powstał park. Biebrzański Park Narodowy - największy park narodowy w Polsce i największy naturalny obszar bagienny w Europie, utworzony został w 1993 r. na obszarze ponad 59 tys. hektarów. Unikalny ekosystem - zachowane w stanie naturalnym podmokłe torfowiska niskie i wysokie oraz lasy łęgowe, będące miejscem lęgów zanikających gatunków ptaków, siedliskiem łosia, cennych gatunków owadów, niespotykanych gdzie indziej storczyków, zjednał sobie sprzymierzeńców nie tylko w Polsce, ale i całej Europie. W stosunkach lokalnych jednak powstanie parku ujawniło konflikt interesów.
Rzeka bez ujścia?
- Przed utworzeniem parku Kosutka była konserwowana. Park to automatycznie zablokował - mówi Danuta Sak, szefowa spółki wodnej. - Dolna część Kosutki, położona na terenie parku, jest całkowicie zarośnięta, a na dodatek bobry utworzyły tam dwie wielkie tamy. Co z tego, że czyścimy i pogłębiamy rowy melioracyjne na naszym terenie, gdy woda nie ma dokąd spłynąć, cofa się i wylewa na łąki? - dodaje.
Problem można by rozwiązać, gdyby Kosutkę udrożnić na odcinku 3 km przed ujściem do Biebrzy. Ale to teren parku, a park się nie zgadza. Ludzie, którzy widzieli tamy bobrowe w głębi bagien - twierdzą, że spiętrzenie wody sięga prawie metra wysokości.
- Park mógłby zrobić zatoki dla bobrów, a główny nurt otworzyć. Wtedy nie trzeba byłoby odmulać Kosutki, sama by się odmuliła - uważa Pisanko. - Można też zrobić przepompownię przy moście i rozlewać wodę z łąk na parkowych bagnach - proponuje.
- Jak powstał park, wprowadzono obostrzenia związane z ochroną środowiska naturalnego. Ale przecież kiedyś tu bobrów nie było, przywędrowały dopiero po wojnie. Naukowcy uważają, że problem sam się załatwi - mówi wójt z Chojnowa Zdzisław Dąbrowski.
- Jestem między młotem a kowadłem. Z jednej strony ludzie atakują nas za zalane łąki, z drugiej - park nie pozwala nic zrobić - żali się szefowa spółki wodnej.
Problem dotyczy praktycznie wszystkich dopływów Biebrzy położonych na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Choćby większej niż Kosutka - Brzozówki.
"Zamiast łąk mamy bajora" - alarmują w lokalnej prasie tamtejsi rolnicy, grożąc, że jak tak dalej pójdzie, zgłoszą się do parku po paszę dla zwierząt. Tysiące hektarów łąk jeszcze w lipcu stało pod wodą, niektóre są zalane do dziś.
Odmulanie to nie ochrona
- Na terenie parku ochroną objęte są wszystkie zasoby przyrodnicze - mówi, z naciskiem na słowo "wszystkie", dyrektor Biebrzańskiego Paku Narodowego Wojciech Dudziuk.
- Z chwilą utworzenia parku regulowanie wód dla celów rolniczych na tym terenie przestało być priorytetem, a stała się nim ochrona przyrody. Prawo wodne z 2002 r. i przepisy wykonawcze określają, które cieki wodne są istotne dla celów rolniczych, a które nie - wyjaśnia. Kosutka, jak zapewnia, ma ujście do Biebrzy, a że zamulone? Nie można odmulić wszystkich cieków, bo zginą chronione gatunki. Park posiada dane, że w mule Kosutki żyje piskorz figurujący na liście w czerwonej księdze gatunków ginących. W mule składają też larwy ważki, w tym gatunki chronione.
- Piskorz musi tu być... A co z przyszłością naszą i naszych dzieci? Piskorz ma tutaj tysiące hektarów błot, a nam grozi bankructwo - odpiera argumenty Kazimierz Pisanko. Siano z zalanych terenów jest podstawą jego gospodarstwa. - Dotąd zawsze starczało mi własnej paszy, a teraz już musiałem dokupić, choć to dopiero sierpień. I nie wiadomo, co będzie z kolejnym pokosem... - martwi się rolnik. Roczne zużycie w jego gospodarstwie to 350-400 bel siana.
- Rozumiem rolników. Może powinni otrzymać odszkodowania czy rekompensaty, ale nie mogę wykonywać zabiegów melioracyjnych na obiektach, które formalnie nie są "obiektami melioracyjnymi". Odmulanie i pogłębianie nie jest zadaniem ochronnym, więc park ich nie wykonuje, a spółka wodna wykonać nie może, bo nie ma wstępu na teren parku - wylicza przeszkody formalne Dudziuk.
Rolnicy nie wiedzą, gdzie się zwrócić o odszkodowania. - Chyba do parku? - zastanawiają się.
Faktem jest, że tereny parkowe podlegają pewnym zabiegom, jak odkrzaczanie, wykaszanie traw i trzcin - których celem jest utrzymanie przyrodniczego status quo i zahamowanie naturalnych, acz niekorzystnych przemian w środowisku. Czy z udrożnieniem rzek nie może być podobnie?
Kosztowne procedury
Na udrożnienie koryta rzeki w parku musi wyrazić zgodę minister środowiska. Procedura jej uzyskania jest trudna, ponieważ prawo Unii Europejskiej, nadrzędne nad polskim, wymaga opracowania w takim wypadku raportu oceny i oddziaływania na środowisko, który wskaże, jakim gatunkom udrożnienie koryta może zaszkodzić, dokona bilansu zysków i strat w środowisku i określi działania kompensacyjne. Taka ekspercka analiza jest bardzo kosztowna, jej przygotowanie trwa cały sezon wegetacyjny, zaś decyzja ministra wydana na jej podstawie wcale nie musi być pozytywna. A jeśli nawet będzie na "tak", to pozostaje kwestia pieniędzy. Kompensacje przyrodnicze nie należą do zabiegów najtańszych.
- Europejski Trybunał Sprawiedliwości nałożył karę na Irlandię za odmulenie rzeki na obszarze "Natura 2000" bez raportu oceny oddziaływania na środowisko - ostrzega dyrektor parku. Maleńka Kosutka przysparzająca jednak dużych strat jest w całości objęta obszarem "Natura 2000", choć tylko częściowo leży w parku. Spośród biebrzańskich dopływów - na razie tylko Brzozówka czeka na zgodę ministra. Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska przyznał 50 tys. zł na sporządzenie raportu.
- Na wiosnę będziemy wiedzieli, czy można Brzozówkę pogłębić i odmulić - zapowiada dyrektor Dudziuk. Co do Kosutki - na razie nie ma formalnego wniosku spółki wodnej, ale, jak zapewnia Danuta Sak - wkrótce zostanie on złożony. Będzie też pismo do wojewody, marszałka województwa, zarządu melioracji. Może udałoby się jednym raportem środowiskowym ocenić nie tylko oczyszczenie Brzozówki, ale i mniejszych dopływów liczącej 150 km, pełnej zakoli Biebrzy?
Za dużo wody czy za mało?
Do zarastania i zamulania wód na bagnach biebrzańskich walnie przyczyniają się nie tylko naturalne procesy w środowisku, przepisy parkowe czy bobry, ale i sami rolnicy, którzy obficie użyźniają nadrzeczne łąki obornikiem i gnojowicą.
- Azot z gnojowicy przenika do wód, powodując eutrofizację ("przeżyźnienie" ) i nadmierny wzrost roślinności. To jest karalne, ale nie jestem w stanie upilnować 800 km cieków wodnych po obu stronach. Trzeba leczyć przyczynę, a nie skutki - podkreśla dyrektor Durdziuk. Gnojowica mogłaby być lepiej wykorzystana, gdyby posłużyła do produkcji biogazu, którym można ogrzewać mieszkania lub używać do gotowania. Trzeba do tego tylko szczelnych pojemników, ale są na to dotacje Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.
Polska nie tylko nie cierpi na nadmiar wody, ale ma jej o wiele za mało, plasując się z bilansem wodnym na jednym z ostatnich miejsc w Europie. - Nawet Czerwone Bagno wysycha - twierdzi szef parku. Przestarzałe urządzenia melioracyjne walnie przyczyniają się do stepowienia Polski.
- Dziś melioruje się inaczej niż w czasach PRL - wyjaśnia szef Biebrzańskiego Parku Narodowego. Stare obiekty cierpią na brak zastawek i zbiorników, więc jak rok jest mokry - wody jest nadmiar, a jak suchy - woda wycieka. Gminy powinny inwestować w zbiorniki retencyjne, to najlepszy sposób na trwałe uregulowanie stosunków wodnych. Problemem jest jednak znalezienie i wykup gruntów pod ten cel. - Na dobrych warunkach finansowych znaleźliby się chętni do sprzedaży - uważa Danuta Sak. A zbiornik mógłby pełnić też funkcje rekreacyjne i przyciągać turystów.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-08-10
Autor: wa