Chcą zamknąć Suwałki
Treść
Szpitalowi Wojewódzkiemu w Suwałkach grozi zamknięcie. Placówka jest poważnie zadłużona, już ograniczyła swoją działalność, nie ma też pieniędzy na wypłacenie kolejnych podwyżek lekarzom i pielęgniarkom. Dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Suwałkach złożył wniosek o jego zamknięcie na trzy miesiące. Placówka ma już kłopoty z regulowaniem wynagrodzeń za ubiegły rok, nie ma więc mowy o zwiększeniu funduszu płac na ten rok. Co więcej, nieuregulowana jest sprawa dyżurów lekarskich, więc wstrzymano już planowane zabiegi i operacje. Ponieważ jednak lekarze i pielęgniarki nie rezygnują z roszczeń, dyrektor chce zamknąć czasowo placówkę. Wtedy ograniczono by znacznie w skali roku koszty funkcjonowania szpitala. Żeby się tak stało, potrzebna jest jeszcze opinia rady społecznej szpitala, a ostateczną decyzję podejmie zarząd województwa podlaskiego. Jeszcze dzisiaj ma zebrać się komisja zdrowia podlaskiego sejmiku, która będzie dyskutować o sytuacji szpitala i możliwościach jego uratowania. - Szpital ma 50 mln złotych długów i jeżeli pracownicy nie wycofają się z żądań podwyżek, to być może nie będzie wyjścia - poinformował Marek Olbryś, wicemarszałek Podlasia. Wciąż nierozwiązana jest sprawa wydłużenia czasu pracy lekarzy ponad ustawowe 48 godzin. Tylko nieliczne szpitale mogą spokojnie funkcjonować, bo zawarły porozumienia z medykami, wydłużające ich tydzień pracy do 72 godzin. Ale za dwa tygodnie sytuacja stanie się jeszcze poważniejsza, gdy rozpoczną się protesty pielęgniarek. Siostry także żądają wyższych zarobków. - W całym kraju 21 stycznia mogą się rozpocząć protesty pielęgniarek - poinformowała wczoraj Dorota Gardias, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Podkreśliła, że powodem protestu będą kwestie płacowe, siostry domagają się bowiem wypłacenia im obiecanych w ubiegłym roku podwyżek. Siostry nie zgadzają się także na pomijanie ich przy negocjacjach na temat tegorocznych podwyżek. Boją się, że dyrektorzy szpitali ulegną żądaniom lekarzy, którym znacznie podniosą pensje, a dla pielęgniarek i innych grup zawodowych zabraknie pieniędzy. W niektórych placówkach dojdzie nawet do takiej sytuacji, że miesięczna pensja siostry w szpitalu będzie równa temu, co lekarz dostanie za niedzielny dyżur, czyli niewiele ponad tysiąc złotych. - W niektórych szpitalach siostry mogą odejść od łóżek - podkreśliła Gardias. Zaznaczyła, że pielęgniarki są tak zdeterminowane w dążeniu do realizacji swoich postulatów, iż nie mają wyjścia i muszą zaostrzyć protest. Pielęgniarki i położne do zorganizowania protestu namawia także związek zawodowy "Sierpień 80", oferując im wsparcie i pomoc. Ewentualny strajk sióstr oznacza również ogromny ból głowy dla dyrektorów szpitali, bo nawet podczas ubiegłorocznych wielomiesięcznych strajków lekarzy to właśnie pielęgniarki zapewniały chorym całodobową opiekę, a teraz, gdy brakuje lekarzy na dyżurach, ich rola także rosła. Strajk zapowiadany przez OZZPiP oznaczałby kompletny paraliż wielu placówek medycznych. Krzysztof Losz Nasz Dziennik" 2008-01-07
Autor: wa